Zszokowana obudziłam się przed budzikiem i zajęło mi kilka chwil, żeby zrozumieć, co się stało.
Tak naprawdę to modliłam się, żeby to był sen. To przecież jeszcze nie czas, a ty masz przed sobą całe życie przecież. Nie czas, żebyś umarła…
Na szczęście to był sen. Zobaczymy się za chwilę.
Nie byłabym gotowa na to, żeby stracić którekolwiek z Was moje cudowne okruszki.
Tak wiele chcę Was nauczyć. Powiedzieć. Pokazać. Być dla Ciebie za każdym razem, gdy tego potrzebujecie. Przede wszystkim świadomie przy Was Być… i uczyć się od Was. Tak! Od Was!
Ile razy zabiłam w Was odwagę? Ile razy zgasiłam iskry szczęścia? Tyle razy boję się o Was zamiast dmuchać w Wasze skrzydła i wierzyć, że znajdziecie najlepszy dla siebie sposób…
Z jakiegoś powodu wybraliście sobie mnie na swoją mamę. To tak ogromny zaszczyt.
Mimo, że nie ma instrukcji obsługi do bycia mamą i musiałam znaleźć swoją własną drogę, by odkryć jak Was kochać. Mimo, że bilans zysków i strat jest na pierwszy rzut oka nieproporcjonalny. Mimo, że tyle rzeczy stało między nami, a ja nie umiałam tego zobaczyć.
Zamiast paraliżującego strachu czuję spokój. Każdy jest na swoim miejscu – idziemy w dobrym kierunku przecież. Porządki były niezbędne. Generalne porządki w rodzie nieuniknione.
Choć za oknem wciąż jest ciemno widzę nieśmiały zarys sąsiedniego dachu. Nie mogę się doczekać, aż wrócicie do domu.
Losie, daj nam wszystko czego potrzebujemy na dalszą, jeszcze bardziej świadomą podróż.
Ubuntu.
Krawiecka
Cudowne słowa … oj Kaśka Kaśka jak Ty pięknie piszesz 🙂
Dziękuję mocno!