Przyszły dni, w których niewiele się wydarza. To znaczy w sumie wiele się zadziewa dookoła, jedyne co mogę to być. Trwać. Obserwować.

Takie dni przyszły, że się wreszcie osiadłam. Chyba nawet trochę za mocno. Podobno przychodzi wiek, gdy o w życiu nic już nas nie zaskoczy. Tak dzisiaj chyba ze mną jest. Starzeję się? Potrzebuję nowego? Cholera jedna wie…

Mam cichą nadzieję, że ten chwilowy zastój jest po to, bym mogła sobie pobyć wtulona w zapachy głogów i czeremch. Bym mogła słyszeć ciekawość rosnącego groszku pod płotem.

Życia w ogrodzie coraz więcej. Deszczowe krople skaczą z markizy do konewki. Rozleniwiona wtulam się w koc, który czekał na mnie od miesięcy. I słucham.

Z uważnością, którą dopiero w sobie odkrywam wsłuchuję się w ich regularność. Wyczuwam bicie swojego serca i próbuję zsynchronizować te dwa dźwięki, co wcale nie jest takie łatwe.

Zatapiam się w chwilach jak w rozpuszczonej czekoladzie z malinami i karmelem. Niech trwają, bo na nic lepszego chyba nie mam pomysłu.

O samotności dużo słyszę od ludzi, którzy wśród na fejsbukowych salonach na siłę pokazują, jak bardzo są szczęśliwi. Każdy z nas potrzebuje towarzystwa. Zabawy. Rozmów. Śmiechów. Ramienia, o które można się oprzeć, gdy trudno. Nowych doświadczeń. Inaczej życie w fotel starca wgniata i dusi niewidzialnym łańcuchem.

Każdy z nas chce być ważny. Kochany. Coś znaczyć dla drugiego człowieka. I dla siebie. Mieć kierunek. Czuć, że co robi ma sens. I, że życie ma sens. Ja też.

Mam nadzieję, że u Ciebie dobro na całego.

Krawiecka

 

Podobne wpisy