14 lat.
Tyle zajęło mi rozwiązanie najtrudniejszej sprawy dorosłego życia.
C-z-t-e-r-n-a-ś-c-i-e!
Niedawno wyszłam z sądu i chyba jeszcze do mnie nie dochodzi, że odważyłam się zrobić to, co powinnam wiele lat temu.
Po raz pierwszy świadomie krzyczałam i pewnie jeszcze trochę czasu minie zanim w środku wszystko opatulę. Mam zamiar być dla siebie dobra.
Czego się nauczyłam? Że każda decyzja niesie za sobą konsekwencje, z którymi trzeba żyć bez względu na wszystko. I że podejmujemy decyzje, które są dla najlepsze na dany moment (proporcjonalne do naszej świadomości, wiedzy i zasobów).
I że często poziom, na którym kłopot powstał nie jest poziomem, z którego go możemy rozwiazać (co jest absolutnym odkryciem Krawieckiej Ameryki).
I że zwalanie winy na innych niczego nie rozwiąże. Jeśli nie zróbmy porządków będą się piętrzyć i zalegać latami. Rozwiązujmy je, póki mamy na to czas. Z odwagą i bez niej.
I że telenowele dzieją się nie tylko w telewizji, a w „normalnych” domach i „normalnych” rodzinach.
I że czas zawsze upłynie. I że prawda zawsze wyjdzie na jaw (nawet jeślijest to komuś nie na rękę). I że zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże znaleźć nową perspektywę.
A mama i tata? Nawet, jeśli fizycznie nie ma ich przy nas – dali nam najważniejsze, co mogli – życie. I czasmi na tym ich rola się kończy, bo więcej dać nie umieją i warto to uszanować.
Bez nich nie byłoby nas. Bez moich rodziców nie byłoby mnie. Bez mojego byłego partnera nie byłoby mojego syna. Nawet jeśli fizycznie go nie ma – odbija się codziennie w jego oczach. Tak, jak ja widzę swojego tatę w swoim.
I bycie mamą, która tak mało umie też jest ok…
To ważny dzień.
Nasze najszczęśliwsze dni jeszcze się nie wydarzyły. I Twoje też nie.
Ściskam
Mama Krawiecka
Dziękuję, że tu ze mną jesteś.