W swoim tempie ustal ile potrzebujesz słów, by spojrzeć i widzieć. By poczuć dziecięcą radość deszczu, gdy po czerwonym parasolu kapie tuląc najważniejsze serce – swoje własne.
Albo namiastkę czegokolwiek, co szczęście przypomina znajdź. Dzisiaj po rozmowie z Emilką przypomniałam sobie, że jestem. Szczęściem. Bez względu na to, kto jest w moim życiu, a kogo nie ma. Wszystko przychodzi, gdy ma przyjść.
A gdy siąpi nieprzerwalnie od tygodnia… ile słów ci trzeba by przetrwać i nie utonąć w burgundach wina, których nieskończone kieliszki kończą się zbyt wcześnie. Najtrudniejsze dzieje się, by było łatwiej, a Ty jesteś swoim największym szczęściem. Przyszedł czas, byś to zauważyła.
Ile trzeba słów, by skaczącą pchłę w sobie utulić i pozwolić, by swoim głupim życiem którego nikt nie rozumie się cieszyła.
Wciąż czas macie obie przecież, by cieszyć się sobą. Możecie pić kawy, chodzić gdzie tylko chcecie. W morzach pływać i tańczyć. Papierochy palić. Ciasta piec. I rozpieszczać lodami czekoladowymi.
Ile żyć trzeba przeżyć, by to wreszcie zrozumieć?
W tylko swoim tempie szukaj, znajduj, tul, kochaj i bądź. Tak po prostu. W swoim tempie…
Dziękuję, że tu ze mną dziś jesteś.
Ściskam mocno
Przemoczona Krawiecka