A szczęście dorastało i cały czas cierpliwie
czekało aż je znajdę.
Zerkało raz po raz i uśmiechało się delikatnie.
Doskonale wiedziało, że mnóstwo trudnego musi się wydarzyć. A i tak wszystko było przecież kwestią czasu.
Wszędzie go chyba szukałam…
W tylu miejscach, w których nigdy go nie było.
W nieznajomych i nieobecnych oczach,
obcych kątach, wyścigach donikąd,
przeczytanych książkach,
przejechanych kilometrach,
wypitych burgundach
i marzeniach nie moich.
Aż zmęczona przygniatającym strachem z wydeptanymi butami dorosłam do tego, by wreszcie stanąć po swojej stronie.
W trudnej prawdzie i nieznanej odwadze,
choć na słabych nogach.
Spojrzałam. Zobaczyłam. I zrozumiałam.
Jestem swoim własnym szczęściem. Czułością. Promieniem słońca. Zapachem pomidorów prosto krzaka. Zachodem słońca. Dość wystarczają jestem taka, jaka jestem.
Swoim domem jestem. Wartością. Najlepszą rzeczą, która mi się przytrafiła.
Marzeniem moich przodków.
I wiesz co? Ty też jesteś swoim cudem 💛
Dziękuję, że tu jesteś ze mną, choć przecież możesz być w wielu miejscach, w których tak naprawdę Cię nie ma.
Ściskam mocno
Krawiecka